Konkordat już nie dzieli
- Gość "Rzeczpospolitej": Zakreślone granice
EWA K.CZACZKOWSKA
Dzisiaj mija dziesięć lat od podpisania konkordatu - w życie wszedł pięć lat później. Kto dziś pamięta te ogromne emocje, napięcia i konflikty, jakie między 1993 a 1998 rokiem toczyły się wokół ratyfikacji tej umowy? Uleciały z chwilą przyjęcia jej przez Sejm w styczniu 1998 roku.
Przez pięć lat lewica straszyła społeczeństwo jakąś "apokaliptyczną wizją państwa wyznaniowego", które miał wprowadzić konkordat - by następnie o tym dokumencie niemal zapomnieć. Ten fakt jest wystarczającym dowodem na to, że blokowanie ratyfikacji umowy było instrumentem w wojnie ideologicznej prowadzonej przez SLD.
Początek lat 90. to był trudny okres w relacjach państwo - Kościół. Obie strony uczyły się na nowo, jak ułożyć stosunki w demokratycznym systemie, i obie popełniały błędy. Nieufność sił lewicowych i liberalnych wzmagał styl podejmowania niektórych decyzji - wprowadzenie bez społecznej dyskusji nauczania religii w szkołach, a potem podpisanie umowy z Watykanem przez ustępujący rząd. Gabinet Hanny Suchockiej podpisał konkordat "rzutem na taśmę" już po rozwiązaniu parlamentu, licząc, że Sejm następnej kadencji będzie zmuszony ustawę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta