Lustracja z marginesem błędu
Niektórzy (byli funkcjonariusze SB) wczepili się w gardła swych agentów jak buldogi. Jeśli czyjś tajny współpracownik zaszedł naprawdę wysoko, przekazanie kompromitujących go dokumentów jest warte sporą sumę, ale na ogół takiego byłego współpracownika traktuje się jak długoterminową polisę na niezłe życie" - relacjonuje Maja Narbutt ("Rzeczpospolita", 5 - 6.02.2005) opowieść byłego esbeka. Trudno powiedzieć, jak częste to są przypadki i czy ich ilość uzasadnia powszechną lustrację setek tysięcy podejrzanych. W większości nie są oni warci szantażu, bo nie mają się za co okupić. Zamożniejsi muszą się zdecydować, czy wolą płacić szantażystom, czy złożyć na nich doniesienie do prokuratury, ryzykując tym samym zdemaskowanie jako TW.
Szefowie w firmach mogą być zmuszani do działania na ich niekorzyść, a pełniący funkcje publiczne do działania na szkodę państwa. Państwo broni się za pomocą ustawy lustracyjnej. Trzeba oświadczyć, czy było się agentem. Jeśli ktoś współpracę zatai, czeka go proces lustracyjny i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta