Wernyhora
Wernyhora
Marek Nowakowski
Kawiarnia o rannej porze. Pusta jak stodoła przed zwózką zbóż. Człowiek w nieludzkiej odległości od człowieka. Najbliżej siedział nerwus w okularach. Zdejmował szkła, nakładał. Bębnił palcami w blat stolika. Roznosiło go. Popatrzył na mnie przenikliwie. Po chwili siedzieliśmy razem. Człowiek potrzebuje człowieka.
Mówił, wypluwając słowa z szybkością karabinu maszynowego. Mowa jego była czadem. Mąciła w głowie.
-- Moja miara cierpliwości już się przebrała. Pan tak samo uważasz, prawda? Ja pana wyczuwam. Ale ile miar cierpliwości tu już się przebrało. Oni chcą, żebyśmy byli szmatławcami. Glejtszacht. Załatwić cały naród. Skoro sami są tacy, to innych należy zeszmacić, nie? Śmieją się ze mnie. Szubrawiec, który nie zdążył się dopchać do koryta. Tak oni ludzi oceniają. Podług siebie. Szubrawiec, nic nie szkodzi. Ale nieudany, nie dał rady doskoczyć. Anachronista, nie idzie z duchem czasu. Za burtę garbusa! Prawica, lewica. Puste pojęcia, gra słów. Wszyscy w tym samym gnojowisku się pławią. Naiwnością jest wierzyć w różnice. Jedni dopchali się do miodu, inni jeszcze czekają. Oto różnica. Nie przeczę, mogli poniektórzy szlachetne ideały zachować. Ideały, wiara, to, tamto. Dlaczego nie! Tylko oni za garbusów już robią. Śmieją się z nich. Bo większość, całe to barachło, zmogły dwie pospolite...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta