Szpot w Spatifie
Bez Władysława Sidorowskiego nie byłoby Klubu Aktora. Oddał się prowadzeniu restauracji SPATiF bez reszty. Stała się ona całym jego życiem. Nawet stare obrazy w złoconych ramach z jego własnej kolekcji wisiały na ścianach klubu. Był restauratorem z powołania i już przed wojną prowadził knajpę, do której przychodzili aktorzy. Jaracz bywał u niego gościem i Władek nazywał go Majstrem. Chodzili razem po szynkach Powiśla. Klub Aktora pod jego rządami stał się swoistą Ziemiańską PRL. Schodziła się tutaj cała śmietanka aktorów, pisarzy, malarzy, reżyserów, filmowców, chętnie odwiedzali lokal dostojnicy partyjni i rządowi różnego szczebla. Rzecz oczywista, musieli też bywać tajni informatorzy, przysłuchiwali się, o czym paple bohema, zapewne z ich donosów sporządzano analizy nastrojów.
Szpota do Spatifu nie wpuszczano. Nie należał do żadnego związku twórców. Nie wydał drukiem żadnej książki. Był nikim. Toteż szatniarze w klubie, znawcy życia i praw nim rządzących, powiadali zwięźle: - Pan nie ma wstępu!
Wydałem kilka książek, należałem do związku pisarzy i Spatif otwierał przede mną gościnnie swoje podwoje....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta