Wojna bez wystrzałów
Świat patrzy na dramat Zairu, w którym szaleje wirus Ebola, jak na dobrze zrealizowany film sensacyjny. Tragedia, jaką żyje Kikwit, jest jednak codziennością dla wielu miast i wsi Afryki.
Wojna bez wystrzałów
Ryszard Malik
Ponad tysiąc osób umierało codziennie w szpitalach Kinszasy, zanim świat dowiedział się o wirusie Ebola. Zair jest jednym wielkim szpitalem od wielu lat. Malaria, dżuma, cholera, dur brzuszny, gruźlica, nie mówiąc o AIDS, zabijają ludzi jak muchy. Jest jeszcze śmierć z głodu nie ujęta w statystykach medycznych. To zjawisko normalne. Przynajmniej w Zairze. Politycy, zajęci walką o przetrwanie, martwią się tylko tym, jak sprzedać na lewo diamenty, kto da im łapówkę i gdzie -- na wszelki wypadek -- za granicą najlepiej ulokować pieniądze. Reszta nie ma znaczenia.
Anarchia rzecz normalna
"Szkodliwe działanie rządzących prowadzi stopniowo kraj do zguby, a państwo do rozpadu" -- napisali w lutym w liście pasterskim do narodu zairscy biskupi. Przerażeni bezprawiem, korpucją i nieładem w kraju, gdzie katolicy stanowią ok. 60 proc. ludności, biskupi potępili tych "polityków, którzy kontynuują grabienie kraju, bezkarnie niszcząc go każdego dnia".
Te ostre słowa niewiele zmieniły. Kraj, rządzony przez trzy ośrodki władzy, nie może dobrze funkcjonować. O to...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta