Szorstka kobieca przyjaźń
Finał J&S Cup wygrała pierwszy raz Kim Clijsters. Można żałować Swietłany Kuzniecowej, że i za trzecim razem nie udało się jej zwyciężyć, ale prawda jest taka, że nie była bliżej sukcesu niż w poprzednich latach.
Można było stawiać na forhend Clijsters. Na jej spokojną głowę i na to, że w finale zagra najlepszy mecz w turnieju. Można było śmiało zaryzykować sporą kwotę, wierząc, iż Belgijka będzie dobiegać do najtrudniejszych piłek i zagra je równie mocno i celnie jak przeciwniczka, albo i mocniej. Gdyby chcieć w trzech słowach podsumować finał, w wielkim skrócie należałoby powiedzieć, że wygrała tenisistka z chłodniejszą głową.
Trudno było wybrać tę, której się kibicuje. Obie wyszły na kort w swojskich barwach biało-czerwonych (ubiera je ta sama firma), obie są blondynkami, obie grają podobnie mocno, z grubsza mają taki sam temperament i do tego trochę się przyjaźnią. Gdyby szukać różnic większych niż detale bekhendu, forhendu i serwisu, okazałoby się, że kryły się w głowach zawodniczek. Kim od początku postawiła na zimny spokój.
Przyjaźń przyjaźnią, lecz...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta