Idą dobre czasy dla glazurników
Glazurnictwo to branża, która z jednej strony przeszła w ostatnich latach wielką przemianę, a z drugiej - podupadła. Ale to się zmienia.
- Nadchodzą tłuste lata - mówi Paweł Derlatka, mistrz glazurnictwa z podwarszawskiego Sulejówka.
Kiedyś zawód glazurnika uchodził za łatwy, niewymagający dużych inwestycji, a jednocześnie intratny - glazura była droga, jej układanie też. Glazurnik to był pan. Toteż gdy po 1990 r. ludzie zaczęli tracić pracę, wielu dostrzegło w tym fachu szansę dla siebie. Zaroiło się od domorosłych glazurników. Ceny robocizny szły w dół, a przynajmniej stały w miejscu, podczas gdy wszystko inne drożało.
To też już historia - zwłaszcza od wejścia Polski do Unii i otwierania granic niektórych państw dobrobytu. Kto może, wyjeżdża. Tymczasem w kraju glazura stała się standardem, zapotrzebowanie rośnie, a fachowców ubywa.
Paweł Derlatka terminy ma zaklepane do marca. Niektórzy płytkarze na realizację zamówienia każą czekać nawet rok.
Łatwo zostać glazurnikiemNie jest potrzebny nawet lokal, co najwyżej komórka na narzędzia. Ale już samochód jest niezbędny - może być...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta