Smutas czeka na wiosnę
Gordon Brown zbudował potęgę swojej partii, ale kiedy już został premierem, pozostaje mu tylko wątła nadzieja, że zostanie uznany za mniejsze zło w czasie kryzysu
Jeszcze nieco ponad miesiąc temu wydawało się, że to już koniec Gordona Browna. Teoretycznie wszystkie składniki potrzebne do wymiany lidera były pod ręką: wewnętrzne wrzenie w partii po dramatycznych dla Partii Pracy wynikach wyborów lokalnych i europejskich (w niektórych regionach laburzyści zajęli w nich czwarte, a nawet piąte miejsce, uzyskując ogółem marne 16 procent głosów), skrajne oburzenie Brytyjczyków po ujawnieniu przez gazetę „The Telegraph” nieuprawnionych wydatków posłów – skierowane we wszystkie partie, ale szczególnie w partię rządzącą, fatalny stan gospodarki i kulawe próby jej naprawienia, wreszcie gotowy do przejęcia schedy następca – obecny minister spraw wewnętrznych Alan Johnson. Na początku czerwca wyglądało na to, że najbardziej honorowym i sensownym politycznie rozwiązaniem będzie jak najszybsze rozpisanie wyborów.
Jednak kilka tygodni to w polityce długo. Dziś rewolta ucichła, oprócz paru niższych rangą postaci rezygnację złożył tylko jeden minister. Ci najważniejsi, włącznie z Johnsonem i szefem dyplomacji Davidem Millibandem, jakby stracili zapał do knucia przeciwko szefowi. Brown pozostanie zatem premierem jeszcze przez rok, najprawdopodobniej do lipca 2010 r., kiedy to według konstytucji będzie musiał rozpisać wybory. A przez rok wszystko jest możliwe, nawet koniec kryzysu i coś tak dziś nieprawdopodobnego, jak wzrost...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta