Trzeba tańczyć, trzeba śpiewać
Ulica Próżna ma 160 metrów. Na co dzień jest cicha, właściwie smutna. Jednak przez ostatnie dwa dni była taka, jak w czasach przed Zagładą. Odbywające się na niej święto było ostatnim akcentem tegorocznej edycji festiwalu Warszawa Singera
Wszystko zaczęło się w piątek. Między zrujnowanymi kamienicami stanęły rzędem przykryte białymi obrusami stoły, a na nich półmiski z chałkami i cymesem. O godz. 18 rozpoczął się wielki szabas. Dla nieobecnych i dla Warszawy.
– Szabas jest świątynią w czasie – mówiła prowadząca uroczystość Etel Szyc. – To dzień, w którym zbliżamy się do Boga, ale i do siebie. Bawimy się i radujemy.
Kiedy już świece zostały zapalone, a goście podzielili się chałkami, zaczęła się zabawa. Pierwsze skrzypce grał Mendy Cahan – izraelski aktor i performer. Śpiewał niguny, czyli szabasowe pieśni pozbawione w zasadzie słów, i do ich melodii tańczył. Na stole.
W sobotę i niedzielę równie spontanicznie zachowywało się wielu gości festiwalu.
Postaci z dawnego świata
– Ludzie, ja chyba zwariowałem! Jestem chory! – krzyczy sprzedawca wyrzeźbionych w drewnie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta