Diabeł globalizacji nie taki straszny
Jeśli kategorię globalizacji oderwiemy od jej źródłosłowu i skupimy się na procesach, które zwykle się z nią wiąże, to historia tej formy uniwersalizacji świata ma dużo dłuższy ogon, niż nam się wydaje.
Encyklopedyści wiążą zazwyczaj narodziny globalizacji z wyprawami zamorskimi Hiszpanów i Portugalczyków w końcu XV wieku, z odkryciem morskiej drogi do Indii czy pierwszymi eksploracjami Nowego Świata. To wtedy miały się narodzić procesy postępującej współzależności i integracji państw, gospodarek, społeczeństw i kultur, wtedy miał zacząć się wyłaniać pajęczy system wzajemnych uwarunkowań, których efektem było zanikanie narodowych struktur państwowych, powstawanie imperiów czy transgranicznych organizacji gospodarczych.
Trudno się nie zgodzić, że w istocie, ten moment w cywilizacji Zachodu miał wyjątkowe znaczenie. Prostą ścieżką prowadził w nowoczesność, której następnymi etapami były morskie imperia, rewolucja przemysłowa, kapitalizm i kolonializm. Stąd już tylko skok w czasy współczesne, globalną dominację superpotęg, światowych koncernów i technologii. Owszem, tak narysowana ścieżka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta