Nie śmiałam marzyć
Wybierając wspinaczkę sportową, wiedziałam, co robię. To nie był sport olimpijski i nigdy nawet nie śniłam, że to się zmieni. Teraz, kiedy dowiedziałam się, że pojadę na igrzyska, na początku nie wierzyłam. Dopiero później zaczęłam płakać ze szczęścia – mówi Michałowi Kołodziejczykowi dwukrotna mistrzyni świata Aleksandra Mirosław.
Plus Minus: Jak jest na szczycie?
Rok temu w Innsbrucku, kiedy po raz pierwszy zdobywałam mistrzostwo świata, towarzyszyły mi zupełnie inne uczucia niż teraz, kiedy je obroniłam. Wtedy myślałam, że trudniej wejść na szczyt, teraz wiem, że trudniej było zwyciężyć po raz drugi.
Dlaczego?
Walka o złoto w tym roku była zdecydowanie trudniejsza wcale nie dlatego, że rywalki były szybsze, ja też byłam szybsza w porównaniu z ubiegłym sezonem, ale dlatego, że doszła kwestia psychiki. Sukces sprzed tygodnia z Tokio osiągnęłam nie tylko dzięki przygotowaniu fizycznemu, ale również umiejętności opanowania nerwów i stresu. Ciężko mi było na początku się skupić. Nie wszystko było idealnie, jak na wcześniejszych zawodach, pojawiały się błędy, musiałam się zresetować, uspokoić myśli i później poleciało.
Z czego wynikały te większe trudności? Nałożyła pani na siebie za dużą presję?
Chyba tak. Wspinaczki na czas rozgrywają się też w głowie. Niezbędne jest dobre nastawienie do startu, bo nie można sobie pozwolić nawet na najmniejszy błąd. Sytuacja, w jakiej się znalazłam, była dla mnie nowa, musiałam się w niej jakoś odnaleźć. Teraz mogłabym powiedzieć, że następne mistrzostwa będą dla mnie łatwiejsze, bo przecież już wiem, jak obronić tytuł. Ale byłoby to głupie gdybanie, to będzie znowu inny poziom. Na razie cieszę się z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta