Przemysł na zamrożonych zarodkach
Dyskusja na temat in vitro w Polsce prowadzona jest na najwyższym poziomie emocji. Jej zwolennicy nieustannie opowiadają o tym, jak cierpią pary, które nie mają dzieci (co zresztą jest prawdą), jak fundamentalnym prawem jest to do posiadania dziecka (to akurat nieprawda, bo nikt nie może mieć prawa do drugiego człowieka) i jak bardzo trzeba promować tę procedurę w imię ulżenia cierpieniom par bezpłodnych i bezdzietnych. W ten sposób kliniki zapłodnienia pozaustrojowego zmieniają się w jakieś magiczne miejsca, w których wróżki z bajki bezinteresownie spełniają marzenia cierpiących.
Problem z takim myśleniem jest tylko jeden. Otóż, tak się składa, że kliniki zapłodnienia pozaustrojowego to część wielkiego i coraz bardziej opłacalnego przemysłu. Według prognoz do 2026 roku przemysł ten może osiągnąć prawie 41 mld dolarów obrotu, w porównaniu z 25 mld obecnie. Coraz częściej też w tego rodzaju firmy zaczyna się inwestować w nadziei na wysokie zwroty. Tylko w ubiegłym roku firmy wspomagające poczęcie uzyskały 624 mln dolarów od inwestorów, w porównaniu z mniej niż 200 mln dolarów w roku 2009.
Skąd tak szybki rozwój tej gałęzi przemysłu? Odpowiedź jest...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta