Sfinks z Rozbrat
Wielu działaczy SLD traktowało lewicowy społecznie charakter partii jako zło konieczne, czuło się natomiast częścią liberalnej elity. Napieralski wystąpił przeciw temu myśleniu – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Gdyby jeszcze nawet rok temu ktoś publicznie powiedział, że Grzegorz Napieralski zostanie rozgrywającym sceny politycznej, zostałby wyśmiany. Bo nie miał Napieralski dobrej prasy. Nie ze względu na polityczną brutalność. Polacy, w tym media i salon, przyzwyczaili się do brutalności. Rzecz była w kwestiach merytorycznych.
Jego konkurenci aż przebierali nogami do wymarzonej wizji uczynienia z lewicy trwałej przystawki potężnej partii centrowej. Można było odnieść wrażenie, że tak chcieliby być platformersami, że w sprzyjającej sytuacji gotowi byliby wręcz formalnie roztopić SLD w Platformie – za cenę dobrej pozycji w jej władzach dla „rozsądnych, europejskich centrolewicowców". Był to efekt traumy porywinowej. Był to też efekt psychologiczny fenomenu PO z lat 2005 – 2007, która potrafiła się przedstawić wielkomiejskim wyborcom jako siła odpowiadająca ich wrażliwości i jako jedyna potrafiąca odsunąć od władzy PiS.
Był to też efekt wieloletnich procesów upodabniania się SLD-owskich elit do postsolidarnościowych liberałów i psychologicznej osmozy obu grup. Efekt ten wzmacniało uświadamianie sobie dylematu, który w wywiadzie dla „Polityki" Leszek Miller oddał słowami: „Jeśli lewica chce się zwracać do swego tradycyjnego elektoratu – ubogiego, bezrobotnego, słabszego społecznie – to zwykle...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)

