Fachowcy od wszystkiego
Jan Tomasz Gross wymyślił metodę, którą nazwał gęstością faktów. Znajduje dwa – trzy skrajne przypadki i gromadzi je na jednej stronie swojej książki, na której dzięki temu robi się aż gęsto od polskich zbrodni – zauważa historyk z IPN
Kilka dni temu w toczącej się na łamach „Rzeczpospolitej" dyskusji o wiarygodności nowej książki Jana Tomasza Grossa „Złote żniwa" wziął udział prof. Wojciech Sadurski. W swoim artykule przekonuje, że praca ta jest wiarygodna, a wyśmiewani przez niego krytycy „Złotych żniw" uprawiają co najwyżej „patriotyczne czepialstwo": „zdecydowana większość osób – w tym publicystów i historyków – (...) mogła swobodnie dać wyraz swemu oburzeniu, patriotycznie motywowanemu zgorszeniu i szczerej trosce o standardy naukowe, tak radykalnie naruszone przez nieznaną im jeszcze książkę".
Autor jest w błędzie, bo nie krytykowano książki nikomu nieznanej. Jej maszynopis został upubliczniony w grudniu ubiegłego roku i właśnie to wywołało burzliwą debatę. Pod wpływem krytyki Gross zaczął poprawiać niektóre kompromitujące błędy i oczywiste nadużycia. Nie miało to, niestety, nic wspólnego z klasyczną rzetelnością naukową: chodziło głównie o to, by fałszywych tez książki łatwiej było bronić w przestrzeni publicznej.
Inne poprawki miały charakter wręcz kuriozalny. Gross dopisał na przykład obelgi pod adresem osoby, z którą, jak uznał, ma osobiste porachunki. W rezultacie tych poprawek „Złote żniwa" nie przestały być tym, czym są, czyli nader pospolitą grafomanią.
Mniej więcej miesiąc temu ostateczna wersja „Złotych żniw" została rozesłana licznym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta