Mistrz z przypadku
Legia i Ruch remisują. Pierwszą i piątą drużynę na dwie kolejki przed końcem ligi dzielą tylko 2 pkt
Mecz w Warszawie zaczął się po godzinie gry, gdy Tomasz Frankowski dał Jagiellonii prowadzenie. Wcześniej na boisku były serpentyny, kiedy kibice świętowali zdobycie przez Legię Pucharu Polski, było też człapanie w miejscu piłkarzy Macieja Skorży i radość z tego, że Ruch Chorzów swoje spotkanie tylko zremisował.
Zdobycie pucharu, wbrew przepowiedniom Skorży, wcale nie spowodowało turbodoładowania u jego zawodników. Legia czekała na gola, jakby jej się należał za to, że ma w składzie znane nazwiska. Nie robiła nic ponad dalekie wrzutki, trudno było doszukać się w jej grze jakiejś myśli.
Pomysł na Legię miał natomiast Tomasz Hajto. Wiedział, że ma gorszą drużynę, a jednak umiał ustawić ją w ten sposób, że rywale w pierwszej połowie oddawali tylko niecelne strzały.
Gol Frankowskiego obudził też publiczność, trybuny przestały jednostajnie szemrać. Kibice zaczęli od Legii wymagać więcej. Zareagował Danijel Ljuboja: najpierw wywalczył rzut wolny, a później zamienił go na bramkę. Od trafienia Jagiellonii minęły raptem trzy minuty, gospodarze błyskawicznie nabrali wiatru w żagle. Dwóch doskonałych okazji nie wykorzystał Ismael Blanco, jednej Nacho Novo. Aż trudno uwierzyć, że ci piłkarze naprawdę liczyli się kiedyś w europejskiej piłce.
Legia zremisowała 1:1, chociaż do końca ligi miała już tylko wygrywać. Pozostała liderem, ale tyle samo punktów ma...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta