Pora pozbyć się absurdów
Poniedziałkowe popołudnie przed majowymi świętami to dla pracodawcy wymarzony czas na wręczenie wypowiedzenia, bo zwolniony ma kłopot z odwołaniem się w terminie do sądu – mówi adwokat, partner kancelarii Gujski Zdebiak, w rozmowie z Mateuszem Rzemkiem
Polski kodeks pracy, choć był wielokrotnie nowelizowany, zawiera wiele nieprzystających do rzeczywistości przepisów. Co najbardziej pana razi?
Waldemar Gujski: Niektóre instytucje kodeksu pracy tkwią nadal w czasach realnego socjalizmu, gdy spory między zatrudnionymi i pracodawcami w pierwszej instancji rozpatrywały specjalne komisje, a dopiero w drugiej okręgowe sądy pracy i ubezpieczeń społecznych. W tamtych czasach rozstrzygnięcie sporu pracownika z firmą faktycznie zajmowało kilka miesięcy. Obecnie zdarza się, że na rozpoczęcie procesu trzeba czekać powyżej pół roku, a sam proces może trwać klika lat. Przepisy ciągle przewidują jednak, że w razie przywrócenia wadliwie zwolnionego do pracy należy mu się np. jednomiesięczne wynagrodzenie za czas pozostawania bez pracy w trakcie procesu. Powoduje to, że ochrona pracowników staje się iluzoryczna. Tymczasem w innych państwach UE zainteresowanemu należy się wynagrodzenie, odszkodowanie lub odprawa w wysokości co najmniej sześciomiesięcznej pensji. Uważam, że lepiej byłoby zrezygnować z możliwości przywracania przez sąd do pracy na rzecz odpowiednio wysokiego odszkodowania przy rozstaniu. Mogłaby to być równowartość zarobków danej osoby za czas od 6 do 18 miesięcy.
W razie bezprawnego zwolnienia można liczyć na odszkodowanie w wysokości do trzech wynagrodzeń. Czy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta