Pisz do mnie na Berdyczów, czyli o doręczeniu per aviso
Coraz częściej dłużnik dowiaduje się od komornika, że był stroną procesu cywilnego – pisze radca prawny
Jakub Sewerynik
Od kilku tygodni toczy się na łamach „Rzeczpospolitej" dyskusja o wadach i zaletach elektronicznego postępowania upominawczego. Z jednej strony chwalone jest znaczne przyspieszenie rozpoznawania spraw, a z drugiej krytykuje się nadużycia z tym przyspieszeniem związane. Zwolennicy zauważają, że rzekome nadużycia nie są specyfiką postępowania elektronicznego, ale zdarzają się również w postępowaniu zwykłym. Z kolei krytycy podnoszą, że masowość pozwów elektronicznych skutkuje niespotykaną wcześniej skalą nieprawidłowości. Istotnym wątkiem tej dyskusji jest kwestia prawidłowości doręczeń dotycząca wszystkich trybów postępowania cywilnego i jej poświęcona jest poniższa wypowiedź.
Do kancelarii prawnych coraz częściej zgłaszają się osoby, które otrzymały „ostateczne wezwanie do zapłaty" od komornika. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że osoby te nie mają pojęcia, że były stroną procesu cywilnego. Nigdy też nie widziały wyroku, który już stał się prawomocny i zobowiązuje do zapłacenia długu powiększonego o odsetki oraz koszty procesu wraz z kosztami zastępstwa procesowego. Dodatkowo komornik naliczył koszty egzekucji. Ponadto, często dłużnicy nie wiedzą, o jaki dług chodzi.
Dopiero przejrzenie akt sądowych pozwala ustalić, że chodzi o płatność sprzed kilku czy nawet kilkunastu lat – wtedy niewielką, teraz powiększoną o odsetki i koszty. Często...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta