Religijność stadionowa
Już widać sceptyków, ale i licznych katolików, którzy spadają z krzeseł ze śmiechu wobec „megaczerczowego", z ducha protestanckiego stylu organizatorów spotkania z ojcem Bashoborą. Lepsza jest ostrożność w wymawianiu imienia Bożego niż podpieranie nim każdego własnego działania – pisze publicysta.
Zostawmy już ojca Johna Bashoborę i kolejne próby odpowiedzi na pytanie, czy jest on szamanem, czy nim nie jest. Wypowiedziano w tej sprawie sporo opinii, zapewne w znacznej części przesadzonych, obraźliwych czy niesprawiedliwych, może także w wielu przypadkach bałwochwalczych.
Nie potrafię rozstrzygnąć, czy ojciec Bashobora będzie kiedyś ogłoszonym świętym, a może podzieli los Clive'a Harrisa, hochsztaplera i energoterapeuty, który najpierw podbił serca i umysły wielu katolików, a potem ogłosił, że nie czynił swoich znaków mocą Chrystusa, ale jakichś szamańskich sztuczek. Zdaniem egzorcystów naraził na problemy duchowe wielu wiernych, którzy zbytnio poszukiwali niesamowitych efektów, cudów, a znaleźli fałszywego proroka. Do momentu tego „coming outu" był wpuszczany do kościołów – w spotkaniach z nim wzięło udział ponoć nawet do dziewięciu milionów wiernych. Nie wydaje się, by dobrze ulokowali oni swoje nadzieje.
Banalizacja przekazu
Jest w sprawie spotkania na Stadionie Narodowym coś, co wydaje się bardziej interesujące, a prawie na pewno jest ważniejsze od samego ojca Bashobory. Chodzi o to, dokąd zmierza Kościół w Polsce, organizując kolejne stadionowe masówki. Rzeczniczka spotkania „Jezus na Stadionie" powiedziała „Rzeczpospolitej": „Od początku mówimy, że właściwym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta