Ryzykowna gra na podział
Rosja, jeśli tylko rojenia o odbudowie imperium nie pozbawią Kremla resztek rozsądku, nie będzie skora do przyjmowania na siebie ciężaru utrzymania wschodniej Ukrainy – twierdzi publicysta.
Nie jest pewne, jak się zakończy ukraiński kryzys. Jedną z możliwości, chociaż pozornie najmniej prawdopodobną, byłaby „federalizacja Ukrainy" jako wstęp do podziału kraju. Ponieważ najmniej prawdopodobne możliwości często się w polityce spełniają, warto się przyjrzeć, jak mogłaby ona w tym przypadku wyglądać i jakie mieć konsekwencje.
Piętnaście procent ziemi
Nie ulega wątpliwości, że najsilniej ciążą (pod kilkoma względami) ku Rosji dwa najdalej położone na wschód obwody: ługański i doniecki. Ostatnie wydarzenia dowiodły, że w odniesieniu do obwodów charkowskiego, dniepropietrowskiego i zaporoskiego sprawa nie jest tak oczywista.
Preferencje ich mieszkańców są tam podzielone. Gdyby więc doszło do secesji wschodniej części Ukrainy, to – biorąc pod uwagę zarówno te preferencje, jak i podstawowe więzi gospodarcze i infrastrukturalne – podział powinien przebiegać mniej więcej wzdłuż następującej linii: od granicy z Rosją na północ od Charkowa – wzdłuż linii kolejowej (nieco na zachód od niej) biegnącej na południe do Pawłogradu – w górę rzek Wołcza i Gajczur – w dół rzeki Bierda do Morza Azowskiego nieco na wschód od Bierdiańska.
W rezultacie po wschodniej stronie tej linii zostałoby ok. 2/3 obwodu charkowskiego, po ok. 1/3 obwodów dniepropietrowskiego i zaporoskiego oraz obwody ługański i doniecki w całości. W...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta