Trening to forma ascezy
Sylwester Szmyd, kolarz | Modliłem się o pokorę. Dziś myślę, że Bóg do mnie mówi: to co jest, jest najlepsze dla ciebie.
W autobiografii Lance'a Armstronga jest fragment, w którym on opisuje, jak po chorobie wracał do treningów. Bardzo trudny podjazd, walka z samym sobą, ból i na koniec jego komentarz: „Jak już wjechałem na szczyt, zrozumiałem, że moim przeznaczeniem jest jazda pod górę, permanentna walka". Czy pan zgadza się z opinią, że istotą kolarstwa zawodowego jest walka z bólem?
Tak. To jest jeden z najcięższych sportów wytrzymałościowych. Ja szczególnie to odczuwam, ponieważ nie jestem wielkim talentem, więc poniekąd cały czas mam pod górkę. Kiedy spoglądam na całą moją kilkunastoletnią karierę zawodową i zadaję sobie pytanie, kiedy było lekko, muszę odpowiedzieć, że nigdy.
A tacy jak Froome czy Contador? Może im to łatwiej przychodzi?
To pozory. Muszą stoczyć taką samą walkę, żeby wygrywać, jaką ja toczę, żeby być w dziesiątce czy czasem żeby nie odpaść z grupy. Taki jest ten sport. Marco Pantani [wielki włoski kolarz, zwycięzca Giro d'Italia i Tour de France w 1998 r., nasz rozmówca jeździł z nim w grupie Mercatone Uno-Scanavino w 2003 r. – red.] powiedział, że kolarstwo to jest podnoszenie progu bólu. Miał rację. Ja ten swój próg bólu cały czas podnosiłem. Ale żeby to skutecznie robić, trzeba od siebie cały czas bardzo dużo wymagać. Gdy jest ciężko na trasie, nie wolno wchodzić w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta