Horyzont wokół nas krąży
Maciej Pospieszyński , mistrz świata w akrobacji szybowcowej: – Nie wyobrażam sobie życia bez latania. W szybowcu czuję się dużo pewniej niż w samochodzie.
„Wystarczy, że raz doznasz lotu, a będziesz zawsze chodził z oczami zwróconymi w stronę nieba, gdzie byłeś i gdzie pragniesz powrócić" – twierdził Leonardo da Vinci. W pana przypadku to właśnie była taka miłość od pierwszego wejrzenia?
W rodzinie miałem tradycje związane z innym żywiołem, czyli z wodą. Mój dziadek jest emerytowanym kapitanem żeglugi wielkiej, pierwszy powojenny rocznik szkoły morskiej. Od małego pływałem na żaglach i w regatach, w domu leży trochę dyplomów. Później pływałem nawet na słynnych „Bieszczadach" (jacht żaglowy, który zatonął w 2000 roku z niemal całą załogą) i na „Zawiszy Czarnym" (flagowy żaglowiec ZHP), ale na nieszczęście mojego dziadka mieszkałem niedaleko lotniska na Bemowie, przy Wojskowej Akademii Technicznej, gdzie przez jego kapitańską lornetkę mogłem podziwiać latające szybowce.
A w telewizji oglądał pan pewnie „Top Gun", marzył o skórzanej pilotce i ray-banach Toma Cruise'a?
To już później. Dziadek, podobnie jak mój tata, wspierał moją pasję. Kleiłem z nimi modele, chodziłem na pokazy, potem latałem na paralotniach. Gdy miałem 15 lat, znajomy zabrał mnie do Australii, tam odbyłem mój pierwszy lot samolotem z instruktorem. Planowałem iść do liceum lotniczego w Dęblinie, ale na szczęście wybrałem technikum lotnicze w Warszawie i dzięki temu mogłem latać...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta