Przemoc na taśmach
Kino dla mas próbuje lepiej lub gorzej usprawiedliwiać użycie bezwzględnej siły w stosunku do terrorystów: albo my ich, albo oni nas.
Tortury, wydobywanie informacji przemocą, siła użyta w stosunku do ludzi bezbronnych – to temat, który od lat fascynuje kulturę popularną. Z jednej strony to żerowanie na naszej ludzkiej skłonności do podglądactwa, do zwalniania samochodem, gdy mijamy wypadek drogowy. Z drugiej – prosty, odwołujący się do emocji sposób na ukazanie, że wszystko zależy od punktu widzenia. Że tortury są słuszne i niesłuszne, że wtedy, gdy nasi torturują, by się dowiedzieć, czy gdzieś nie ma tykającej bomby na dworcu kolejowym – to dobrze, ale gdy źli terroryści torturują, by zdobyć od strażnika kod wejścia do budynku – to źle.
Torturowanie to dla odbiorcy kultury skrajne emocje. Te najmocniejsze, a więc „najlepsze". Twórcy sięgają po nie chętnie, by podkręcić akcję. Nie sposób znaleźć powieści z Jamesem Bondem, w której agent 007 nie byłby torturowany. Ian Fleming uczynił z tej sekwencji jeden z obowiązkowych punktów każdej fabuły – Bond zawsze musi w którymś momencie zostać pochwycony przez złych i w wymyślny sposób poddany brutalnej przemocy fizycznej. W filmach o 007 ten motyw nie był już tak bezwzględnie przestrzegany, ale chociażby w „Casino Royale" (2006) scena z krzesłem z usuniętym siedziskiem była zaczerpnięta wprost z oryginalnej pierwszej powieści i trzeba przyznać, że potrafi wywołać dreszcze.
Kiedy zły Le Chiffre bije Jamesa Bonda, nie mamy oczywiście...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta