Czarnoziemy i granicznicy
Czy Ukrainę można zrozumieć, tłukąc się przez nią pociągiem, stopem, rzemiennym dyszlem?
Weszła na Ukrainę pieszo.
Samochód z psami zostawiła synowi po tamtej stronie granicy. Od niego dostała na drogę stare bermudy i czapkę z daszkiem. W ostatniej chwili jeszcze pozbyła się niepotrzebnych sukienek, żeby plecak był lżejszy, a w węgierskim supermarkecie kupiła kurtkę, bo będzie wracać jesienią. Na razie jednak z nieba leje się sierpniowy żar i zanim przejdzie między szlabanami granicznymi, plecak już przyklei się do koszulki. W kolejce „mrówek" z ukraińskimi paszportami staje pokornie jak wszyscy. No tak, zaczęło się: tu wobec człowieka w mundurze jesteś zerem.
„Uwaga na korupcję: przejście jest bezpłatne" – głosi napis na szybie. Jakaś nowa moda? I jak tu być celnikiem?
Dobrą godzinę potrwa kontrolowanie kilku kobiet objuczonych pustymi kartonami przywiązanymi do siodełek starych rowerów (w tamtą stronę wiozły papierosy). Ta z plecakiem próbuje wesoło zagadywać do nich po rosyjsku, widząc ich ukraińskie paszporty, ale kobiety się odwracają, może obrażone na Rosjan?
Nie, wyjaśni jej potem mężczyzna, który umiarkowanie zżyma się na to czekanie, widać przyzwyczajony. Miejscowi mówią tu tylko po węgiersku. Żyją między swoimi, żenią się między sobą, swoje święta obchodzą oddzielnie, a w kołchozie tylko prjedsiedatjel mówił po rosyjsku czy ukraińsku. Po wojnie te tereny razem z mieszkańcami Stalin oddał Ukrainie i od tamtej pory Węgrzy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta