Muzy w ortalionowych płaszczach
Na odcinek sztuki awangardowej Służby Bezpieczeństwa nie delegowała pracowników drugorzędnych. Z ocalonych not operacyjnych wyłania się obraz funkcjonariuszy, którzy może i nosili u przegubu pederastkę, ale intrygowali z taką klasą, jakby czytywali Szekspira.
Przydziały pokostu i styropianu, możliwość wyjazdu na Zachód, szanse na karierę na Akademii, ale też męki zawiedzionych ambicji, nałogi i najbardziej niepochwytne wizje – wszystko to pozostawało przedmiotem zainteresowania SB. Monografia Jarosława Jakimczyka traktująca o tajnej policji jako krytyku artystycznym i kuratorze sztuki w PRL, trafiająca właśnie do księgarń, raz jeszcze pokazuje, jak połowiczne będą wszelkie badania nad sztuką okresu komunizmu, jeśli nie uwzględnią skali inwigilacji, manipulacji oraz – co najbardziej może przerażające – ambicji wychowawczych i dydaktycznych tajnej policji.
Nie jest to przekonanie powszechne: autor, omawiając we wprowadzeniu stan badań przedmiotu, zwraca uwagę na zabobonny niemal strach części historyków sztuki przed „zatrutymi źródłami", jakimi są jakoby ocalałe szczątki archiwów bezpieki. Często towarzyszą im głęboko przyswojone fobie antylustracyjne, zasługa długich lat pracy medialnego mainstreamu; znamienna jest w tym kontekście przywołana przez Jakimczyka wypowiedź wicedyrektora ds. rozwoju Centrum Sztuki Współczesnej Marcela Andina Veleza, który kilka miesięcy temu, komentując na Facebooku rozbiórkę budynku dawnej siedziby centrali IPN w Warszawie, stwierdził: „Byłby powód do radości, gdyby nie to, że zdążyli ich ewakuować, nim wjechały buldożery". Ot, żarcik – świetnie przecież pokazujący, jaki stosunek do badania...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta