Trudny czas dla Łukaszenki
Niewykluczone, że jeszcze w tym roku białoruski prezydent będzie musiał się zmierzyć z buntem społecznym.
Kiedy przekracza się białoruską granicę, nic nie wskazuje na to, że wjeżdża się do kraju, w którym od ponad dwóch dekad panuje „ostatnia dyktatura w Europie". Szerokie, zadbane drogi, czyste ulice miast, wypełnione produktami sklepy i uśmiechnięci, gościnni ludzie. Wszystko uroczo i pięknie, lecz gdy zaczyna się rozmawiać z mieszkańcami białoruskich miast, okazuje się, że uśmiech na ich twarzach nie zawsze jest szczery. Niewiele powodów do radości mają mieszkańcy białoruskiej prowincji i nie jest to związane z trudną sytuacją polityczną w tym kraju, ponieważ, jak mówią, polityka ich najmniej obchodzi.
Katastrofa na prowincji
– Pracuję na 2/3 etatu w kołchozie i zarabiam zaledwie 1,5 mln białoruskich rubli [około 400 zł] miesięcznie, które są wypłacane w kilku ratach. To nie jest jeszcze najgorzej, ponieważ w pobliskich przedsiębiorstwach ludzie w ogóle nie otrzymują wypłat od kilku miesięcy – mówi w rozmowie z „Rz" pracownik jednego z państwowych gospodarstw wiejskich z okolic miejscowości Miadziół niedaleko granicy z Litwą.
Przeżyć za te pieniądze jest dużym wyzwaniem. Ceny są podobne do polskich, a niektóre produkty (np. wyroby mięsne) są o kilkanaście procent droższe. Biorąc pod uwagę czynsz, który np. za dwupokojowe...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta