Niełatwo jest opowiedzieć dowcip
Podczas festiwalu filmowego w Gdyni 88-letni mistrz komedii Tadeusz Chmielewski otrzyma Platynowe Lwy za całokształt twórczości. Jego życie też jest jak opowieść filmowa, nie zawsze jednak pogodna, choć on wspomina przeszłość z uśmiechem.
Twórców komedii Tadeusz Chmielewski porównuje do cyrkowców. – My, jak cyrkowcy, musimy bronić się sami – tłumaczy. – Nie pomaga nam tzw. ambitny temat. Balansujemy na linie pod kopułą. Robiąc salto w powietrzu, mamy nadzieję, że widzowie uchwycą nasz dowcip. Jeśli nie, to spadamy, a w dole nie ma rozpiętej siatki ochronnej. Trudno liczyć na wyciągniętą rękę. Zwłaszcza że Polacy lubią się śmiać, ale niekoniecznie z siebie.
Dzisiaj komedie święcą na ekranach triumfy. Stają się kasowymi przebojami, a ich twórcy chodzą w glorii tych, którzy potrafią nawiązać kontakt z publicznością. Jednak przez wiele lat ludzie próbujący widzów rozśmieszyć czuli się w naszej kinematografii jak artyści drugiego gatunku.
– W PRL komedii nie szanowano – mówi autor filmów „Ewa chce spać", „Gdzie jest generał?", „Jak rozpętałem II wojnę światową". – Najlepszym dowodem jest los Staszka Barei. Dzisiaj z jego filmów dowiadujemy się więcej o Polsce niż z niejednego dramatu. A przecież zawsze był źle traktowany przez krytyków i, co jeszcze bardziej przykre, przez kolegów. Ukuto nawet takie pogardliwe określenie „bareizm".
A widzowie? Tadeusz Chmielewski mówi, że jedno z najzabawniejszych wspomnień wyniósł z kina, gdzie wyświetlano „Nie lubię poniedziałku". Siedział niedaleko...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta