Miał być pokój. Będzie nowy front wojny
Turcja i Arabia Saudyjska, najbliżsi sojusznicy Ameryki na Bliskim Wschodzie, nie wierzą już, że Waszyngton ochroni ich interesy. I szykują się do bezpośredniej interwencji przeciwko Baszarowi Asadowi.
Od weekendu tureckie lotnictwo bombarduje pozycje kurdyjskich oddziałów YPG na północy Syrii. – Nie zgodzimy się, aby przejęli Azaz. Będziemy tak długo prowadzili naloty, aż się wycofają – zapowiedział turecki premier Ahmet Davutoglu.
Azaz to główne syryjskie miasto przy granicy z Turcją, niemal obowiązkowy punkt tranzytowy w drodze do potężnego północnego sąsiada. Po wybuchu wojny w Syrii pięć lat temu Kurdowie w tym rejonie kraju zbudowali zalążki niezależnego państwa. Ochronę zapewniało przejęcie kontroli nad tą częścią syryjskiej przestrzeni powietrznej przez Amerykanów. Dla Waszyngtonu YPG okazała się wyjątkowo skutecznym sojusznikiem w walce z tzw. Państwem Islamskim, bo nikt nie miał do tej pory odwagi przeciwstawić się oddziałom Daeszu we wschodniej części kraju.
Ale z perspektywy Ankary...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta