Kieszonkowa rakieta
W Singapurze rozbłysła gwiazda Dominiki Cibulkovej. Małej wzrostem, wielkiej duchem tenisistki z Bratysławy.
Jest z rocznika Agnieszki Radwańskiej (1989), czyli pokolenia młodych zdolnych, które miały trochę pecha, że trafiły na czas drugiego sportowego rozkwitu Sereny Williams, przypływów ambicji Marii Szarapowej lub zdrowia Wiktorii Azarenki.
Od paru lat zbliżała się i oddalała od elity kobiecego tenisa i tak naprawdę nie było wielu, poza Bratysławą i okolicami, którzy wierzyli, że któregoś dnia będzie w stanie przewrócić hierarchię. Owszem, rozgrywała piękne mecze, miała sporadyczne sukcesy, ale niemal zawsze te zwycięstwa mieściły się w granicach odchyleń sportowej statystyki powodowanej przez niezłe tenisistki drugiego planu.
Zawsze budziła sympatię – niewysoka, ale mocna, szybka, z bardzo groźnym forhendem. „Energetyczny króliczek", „Kieszonkowa rakieta", „Słowackie dynamo" – takie przezwiska wymyślali żurnaliści i mieli powód, by je stosować.
Wygrać turniej mistrzyń WTA Tour? Tego raczej nie przewidywali. W Singapurze jednak Cibulkova wygrała, robiąc w dodatku nadzieję, że to jeszcze nie koniec.
Urodziła się w Pieszczanach, znanym słowackim uzdrowisku, z którego dość blisko nie tylko do Bratysławy, ale też do Wiednia i Budapesztu. Miasteczko ma unikalne wody termalne, które kiedyś przyciągały cesarskie głowy koronowane, dziś przyciąga przywódców państw Grupy Wyszehradzkiej. Coś dobrego dla tenisa w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta