Ameryka na śmierć i życie
Spór między ruchami pro-life i pro-choice w Stanach Zjednoczonych nie jest tematem zastępczym. Leży w samym centrum amerykańskiej debaty publicznej i każdej kampanii prezydenckiej.
Przejęcie władzy w Białym Domu – czy demokraci po republikanach czy republikanie po demokratach – zaczyna się od trzech rzeczy: wymiany kadr, zmiany wystroju Gabinetu Owalnego i... podpisania przez nowego prezydenta dekretu – odpowiednio – o finansowaniu lub zakazie finansowania z budżetu federalnego organizacji promujących na świecie aborcję.
Na wyniki wyborów prezydenckich z zapartym tchem czeka m.in. Planned Parenthood, organizacja prowadząca sieć klinik aborcyjnych w Stanach i mocno zaangażowana w promocję aborcji za granicą. Jej szefostwo oddycha z ulgą przy wygranej demokraty oraz zaciska pięści (i pasa) przy wygranej republikanina.
Tym razem było podobnie: już w trzecim dniu urzędowania Donald Trump podpisał odpowiedni dekret wstrzymujący przepływ środków federalnych na konta organizacji proaborcyjnych (tzw. zasada Mexico City), wywołując przewidywalną, cyklicznie powtarzalną reakcję środowisk tzw. pro-choice. Osiem lat wcześniej Barack Obama również na samym początku prezydentury podpisał dekret o odmiennej treści i skutkach prawnych, odwracając tym samym wcześniejszą decyzję George'a W. Busha, który z kolei odkręcał decyzje Billa Clintona... i tak co najmniej do Ronalda Reagana.
Dla obrońców życia, skupionych w różnych ruchach pro-life, najlepszym argumentem za tym, że w Waszyngtonie ponownie zaszła dobra zmiana, była obecność Cecile Richards, dyrektor...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta