Z tatą wszystko było przygodą
Katastrofa z 10 kwietnia 2010 r. zabrała nie tylko parę prezydencką, polityków, szefów instytucji państwowych, przedstawicieli ministerstw, armii i duchowieństwa, ale przede wszystkim ludzi: mężów i żony, braci i siostry, synów i córki, wreszcie – matki i ojców.
W domu na warszawskim Ursynowie tata wciąż jest. Na pierwszy rzut oka tylko pod postacią inicjału imienia na tabliczce zawieszonej na drzwiach wejściowych (M.T. Mertowie) i na kilku zdjęciach w salonie. Wystarczy jednak usiąść choć na chwilę z żoną Magdą i córkami: Dianą (33 lata), Asią (23 lata) i Agnieszką (16 lat), by poczuć, że nie tylko. Jego oddech został na tysiącach książek, jego głos przebrzmiewa na setkach płyt, jego ciepło wgryzło się w ulubiony fotel, w którym rozsiadał się po kilkunastu godzinach pracy i rozpłaszczał pod ciężarem obsiadających go stęsknionych dzieci. Jego miłość zastygła w atramencie na długich listach, które słał dziesiątkami, gdy był za granicą, i na małych kolorowych karteczkach, podrzucanych w strategicznych punktach domu jeszcze przed erą esemesów, gdy był na miejscu.
Tomasz Merta w garniturze i pod krawatem był urzędnikiem państwowym, historykiem myśli politycznej, publicystą, doktorantem Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych UW, wiceministrem kultury i dziedzictwa narodowego, generalnym konserwatorem zabytków. Po odwieszeniu krawata i marynarki do szafy, w kapciach, w znoszonych dżinsach i luźnym swetrze był po prostu tatą. – Dużo rozmawialiśmy o dzieciach, cieszyliśmy się tym kosmosem, który tworzą. Jego życiowe credo jako ojca brzmiało: tyle przymusu, ile to konieczne, tyle swobody, ile to możliwe. A ojcem być uwielbiał, nigdy nie miał poczucia, że...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta