My i oni, czyli bezsensowne spory sędziów z delegatami
W artykule „Sędziowie delegowani – pożytek czy strata" („Rzeczpospolita" z 11 listopada 2017 r.) delegat Jacek Przygucki, uzasadniając swoją bytność jako sędziego w Ministerstwie Sprawiedliwości, nie dostrzega, że jest instrumentem legalizującym poczynania władzy wykonawczej.
Władzy, która w sposób bezprecedensowy próbowała i pewnie próbować będzie zaorać stuletni dorobek i tradycję Sądu Najwyższego, która narusza trójpodział władzy w państwie, łamie konstytucję, szkaluje sędziów, podważa zaufanie obywateli do sądów, niszczy autorytet sądów i ostatnie skrawki ich niezależności, która zneutralizowała konstytucyjną ochronę praw i wolności obywatelskich, która do lamusa historii przeniosła takie pojęcia, jak: dialog, współpraca, dobro wspólne, tryb legislacyjny, konsultacje społeczne. Doprawdy, nie sposób w polemicznym artykule wymienić wszystkich niegodziwości. A każda potrzebuje zaplecza, czyli bezimiennej rzeszy wykonawców politycznych wizji i dążeń. Co w tej grupie robią sędziowie – strażnicy konstytucji?
Argumentu, że przecież to nie ja imiennie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta