Pamiętne łzy
Tenis | Zmarła w niedzielę Jana Novotna na zawsze pozostanie symbolem kruchości kobiet na korcie. Jej przegrany finał Wimbledonu 1993 to już legenda. Krzysztof rawa
Sławny obrazek pokazujący Novotną wypłakującą żal na ramieniu księżnej Kentu przylgnął do czeskiej tenisistki na zawsze.
Był to jeden z największych sportowych upadków roku, a w tenisie może nawet dekady. Nieczęsto traci się tytuł wielkoszlemowy, prowadząc 4:1, 40-30 w decydującym secie i mając serwis.
Nieważne, że rywalką była Steffi Graf, że Niemka grała świetnie. Etykieta przylgnęła do Jany mocno. Tłumaczenia, że zawiodła taktyka, a nie nerwy, że klasyczna gra serwis-wolej, którą prezentowała Czeszka, wymagała dużego ryzyka, nie pomogły.
W kolejnych meczach Novotnej czekano na efektowne załamania i to życzenie się spełniało. „No-No Novotna", była artystką kortowych załamań z „Chokesłowacji", jak pisano od angielskiego słowa „choker" – jakim określa się nieumiejących wygrywać w decydujących momentach.
Wypominano jej porażkę z nastoletnią Chandą Rubin w Roland Garros, gdy prowadziła 6:7, 6:5, 5:0, 40-0 i miała dziewięć piłek meczowych. Podobnie odebrano przegrany z 16-letnią Martiną Hingis finał Wimbledonu w 1997 roku (w trzecim secie Novotnej brakowało jednego punktu do prowadzenia 3:0).
Miała być gimnastyczką
Gdy rok później w końcu wzięła w ręce Venus Rosewater Dish, złocisto-srebrną paterę mistrzyń wimbledońskich, po...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta