Zybertowicz kontra Monty Python
Doradca prezydenta to wesołek i zgrywus. Nie potrafi odejść od kabaretowych wygłupów, nawet przy okazji naprawdę poważnych spraw – twierdzi pisarz i poeta.
Z niedowierzaniem i zdumieniem przecierałem oczy, gdy po raz pierwszy przeczytałem o koncepcji profesora Andrzeja Zybertowicza zbudowania tzw. maszyny bezpieczeństwa narracyjnego. Już sama nazwa wydała mi się idiotyczna, bełkotliwa; jakaś neologiczna zbitka słów, którą pan profesor zrodził z własnej, profesorskiej głowy. O co tu chodzi? O jakiej maszynie mowa, czyim bezpieczeństwie i jakie relacje łączą te dwa słowa z trzecim – „narracją", terminem czysto literackim?
I tak mi się jakoś dziwnie zrobiło w sercu i na duszy, bo niby jak to, doradca prezydenta, zatem ktoś, kto powinien przynajmniej teoretycznie być kimś mądrym i światłym, wyrażającym swoje myśli jasno i zwięźle, a tu taki dziwny, dla mnie zupełnie niezrozumiały twór: maszyna bezpieczeństwa narracyjnego.
Na szczęście dobry Bóg durnowatych, takich jak ja, nie pozostawia na pastwę losu, i tego samego dnia wieczorem w programie redaktora Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać" pan profesor osobiście wyjaśniał swoim interlokutorom, redaktorowi i widzom, w czym rzecz. Otóż „maszyna" to metafora, to współpracujące trybiki w „konstrukcji myślowej". W tym znaczeniu posłużył się metaforą inżynierską, „narrację" traktując jako ciągłość poczynań, bo słowem zasadniczym jest „bezpieczeństwo" – rzecz w tym, by dokonać fuzji intelektualnych i instytucjonalnych sił narodu, aby przeciwstawić się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta