Braterstwo liny
Polscy himalaiści chcą skończyć to, co sami zaczęli. Do zdobycia został im ostatni szczyt, na który nie udało się wejść zimą – K2.
Są w tej historii wielcy ludzie i warte zapamiętania słowa. Są dramaty, śmierć i chwile triumfu. Są wielkie marzenia i szara rzeczywistość, bo przecież na szczyt nie wejdziesz bez grubych skarpet i dobrych butów, a skąd takie wziąć w Polsce lat 80., gdy nawet wódka jest na kartki? A jeśli już udało się zdobyć ekwipunek, to władza mogła odmówić paszportu, jak Andrzejowi Zawadzie, który zorganizował pierwszą polską wyprawę w Himalaje.
Obuwie zawsze można było zaizolować korkiem, żeby ciepło nie uciekało, i Polacy – mistrzowie radzenia sobie w trudnych sytuacjach – tak właśnie robili, ale przecież paszportu sami nie byli w stanie wydrukować. Teraz o najlepszy sprzęt jest łatwiej, paszport każdy ma u siebie w domu, ale przecież góry od tego nie zmalały. I dalej potrafią zabijać.
Ekskluzywny klub
Kiedy alpiniści z wolnego świata zaczynali zdobywać Himalaje, Polacy musieli się zadowolić szczytami Tatr, bo z Polski Władysława Gomułki nie sposób było się wyrwać do Pakistanu czy Nepalu. Mogli patrzeć z zazdrością, jak padają kolejne rekordy, jak Reinhold Messner staje się legendą światowego alpinizmu. Dla Polaków szczytem marzeń był wtedy wyjazd na Noszak, leżący w Afganistanie, stosunkowo niedaleko za granicą Związku Radzieckiego.
Co tu zrobić? Gdzie szukać dla siebie miejsca? Jerzy Warteresiewicz pytał w 1966 roku w piśmie „Taternik" w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta