James Brown – Facet po prostu nie do opisania
Zrewolucjonizował muzykę amerykańską, jako pierwszy wprowadził jazz do popowego funku, był pierwszym autorem płyty „live" na topie list przebojów. Mimo to za życia ani razu nie trafił na okładkę „Rolling Stone". Dla świata muzycznego był kimś w rodzaju cudaka.
W latach sześćdziesiątych XX wieku, kiedy byłem jeszcze smarkaczem i mieszkałem w St. Albans na nowojorskim Queensie, niedaleko nas przy pewnej uroczej ulicy stał ogromny, przerażający, czarno-szary dom. Wznosił się za torami Long Island Rail Road, które jak gdyby przecinały moje osiedle na pół. Po naszej stronie torów większość mieszkańców stanowili biedacy – królowały tu ciasno zbite, małe, sprawiające wrażenie bardzo zmęczonych domki, chociaż niektóre miały zadbane trawniki i wypielęgnowane rabatki; inne ogródki przypominały mój, czyli były kompletnie zarośnięte. Mieszkali tu głównie czarni proletariusze, pracownicy poczty i transportu publicznego, pochodzący z Południa, którzy z gęsto zaludnionych i ponurych dzielnic, jak Brooklyn, Harlem i Bronx, przenieśli się w relatywny spokój Queensu. Stanowiliśmy paczkę dumnych z siebie gości. Coś osiągnęliśmy. Żyliśmy w amerykańskim śnie.
Druga strona torów należała do przedstawicieli tak zwanego high life'u. Wielkie, bogate domy z bujnymi trawnikami i długie, błyszczące cadillaki, sunące po gładkich jezdniach milczących ulic. Gigantyczny kościół, cały ze szkła, piękny park i połyskliwa, nowiuteńka jadłodajnia Steak N Take prowadzona przez członków organizacji Naród Islamu, w weekendy czynna całą dobę. Nawiasem mówiąc, chłopaków z Narodu Islamu wszyscy w mojej dzielnicy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta