Nie chciałem, żeby psuli mi teksty
Historii z „Trzech billboardów za Ebbing, Missouri" nie dałoby się przenieść gdziekolwiek indziej. Moja bohaterka to typowa kobieta amerykańska. W żadnym europejskim mieście nie znalazłbym też świata, w którym tak głęboko zakorzenione są niechęci na tle rasowym - mówi Martin McDonagh, dramaturg, reżyser.
Plus Minus: „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" mają siedem nominacji do Oscara i należą do faworytów tegorocznej edycji nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Czy historia, którą pan opowiedział w tym filmie, wydarzyła się naprawdę?
Dwadzieścia lat temu znalazłem się po raz pierwszy w Stanach. Byłem w Nowym Jorku, w Los Angeles, ale też podróżowałem po amerykańskiej prowincji. Przypatrywałem się małym miasteczkom, które żyją w zupełnie innym rytmie niż metropolie i rządzą się własnymi prawami. Przejechałem przez Missisipi, Ohio, Nowy Meksyk, Georgię, Alabamę. I kiedyś rzeczywiście przez okno autobusu, chyba właśnie gdzieś w Alabamie, zobaczyłem przy drodze trzy billboardy. Takie jak w filmie. „Minęło siedem miesięcy". „I żadnych aresztowań?" „Jak to możliwe, szeryfie?". Te pytania zapadły mi głęboko w pamięć. Niepokoiły. Bo jaki dramat mógł kryć się za takim krzykiem?
Próbował się pan tego dowiedzieć?
Nie. Nie było jeszcze wtedy internetu. Nie dało się wygooglować nazwy miasteczka, nikt nie wrzucił na Instagram zdjęć, nie pojawiły się komentarze. Mnie jednak prześladowała myśl, kto mógł takie billboardy wykupić. Wyobraźnia podpowiedziała, że to była kobieta. Matka, która straciła dziecko. To najbardziej dramatyczna sytuacja, jaka może się wydarzyć. Jeśli umiera twój...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta