System zniszczył życie mojej rodziny
Krzyczeliśmy z mężem, że nie oddamy Kacpra. Powiedziano nam, że mamy dwa wyjścia – dobrowolnie oddamy syna lub nas skują na jego oczach, co będzie gorsze i dla nas, i dla niego - mówi Agnieszka Mroczkowska.
Plus Minus: Wyjechała pani za dziećmi z Anglii, w której mieszkała pani 11 lat, urodziły się tam pani córka i syn. Nie był to powrót do domu, ale dramatyczna decyzja związana z wydarzeniami. Co się stało w Warrington?
Dziś w kraju mogę o tym mówić. Wcześniej odradzano mi kontakty z prasą – tak mówili też nasi prawnicy. Utrudniłoby mi to odzyskanie dzieci. Zaszczuto nas (pani Agnieszka wybucha płaczem). Ale chcę to opowiedzieć ludziom. Dla siebie, żeby to z siebie wyrzucić, i dla ludzi, ku przestrodze.
Dramat waszej rodziny zaczął się w grudniu ubiegłego roku.
7 grudnia w czwartek mąż zauważył nad uchem naszej dziewięciomiesięcznej córki lekkie spuchnięcie o długości sześciu centymetrów. Dopiero wtedy zwróciłam na to uwagę. Wydawało mi się, że zbiera się jej woda pod skórą. Umówiłam się do przychodni następnego dnia rano. Bianka w wieku 6,5 miesiąca zaczęła raczkować i trzymając się np. blatu stołu, wstawała. Jest szybka i bardzo ruchliwa, ponadprzeciętnie.
Odwiozłam syna Kacpra do szkoły i pojechałam z nią do przychodni. Lekarz popatrzył i dał mi skierowanie do szpitala na prześwietlenie głowy. Tłumaczyłam mu, że córka jest aktywna i się nieraz przewraca.
Przypomniałam sobie, że dwa dni wcześniej Bianka była marudna i bardziej niż zwykle płacząca. Ale jej się wyrzynają ząbki, nie spała tego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta