Przepraszamy, panie Davis
Legendarne rozgrywki w męskim tenisie przestają istnieć w dotychczasowej formie. Puchar Davisa pogrzebali mali ludzie i ich chciwość, a gwiazdorzy, których ta gra uczyniła milionerami, siedzieli cicho.
Tenis codzienny, ten praktycznie całoroczny mecz na globalnym korcie, nad którym słońce nigdy nie zachodzi i który telewizja dostarcza nam do domów w coraz większej obfitości, to gra indywidualistów reprezentujących tylko siebie i swoje ego, rosnące zwykle wraz z sukcesami i zerami na koncie. To rywalizacja emocjonująca, ale też z punktu widzenia publiczności nieco aseptyczna, w porównaniu np. z futbolem. Podczas gry trzeba być cicho, swego ulubieńca wypada wspierać dyskretnie, choć te reguły ostatnio są coraz częściej naruszane, nawet w Wimbledonie uznawanym przez lata za strażnika dobrych manier i elegancji stroju.
Jedynym miejscem, gdzie tenisowa publiczność mogła dać upust swym patriotycznym uniesieniom, był Puchar Davisa – rywalizacja męskich drużyn narodowych, i kobiecy FedCup, który jednak nigdy nie zdobył podobnego prestiżu. Tu można na trybuny wnosić trąbki, flagi i transparenty, nawet zaprosić na mecz orkiestrę, można w przerwach między gemami śpiewać i tańczyć, co sprawia, że to zupełnie inny sport.
Wata w uszach
Gospodarz czuje się uprzywilejowany nie tylko dlatego, że może wybrać nawierzchnię, na jakiej rozgrywany jest mecz (trawę, kort ziemny lub syntetyczny), taką, na której najlepiej czują się jego gracze lub najgorzej zawodnicy rywala. Miejscowa drużyna może także liczyć na to, że kibice jej pomogą. Nie raz i nie dwa zdarzało...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta