Zwariował czy udowodnił swój talent
Dla Henryka Góreckiego to było jak grom z jasnego nieba. Jego własne kompozycje wykonywane przez zawodowych muzyków! Może to sen?
W 1958 roku Warszawska Jesień ruszyła niejako ponownie. Górecki żył wtedy bardzo intensywnie – prywatnie i zawodowo. Z jednej strony była Jadwiga, z którą układało mu się wspaniale i powoli zaczynało być jasne, że trzeba będzie pomyśleć o ślubie. Na drugim biegunie tkwił Szabelcio ze swoimi herbatami i papierosowym dymem. I z najnowszym, szalonym pomysłem, który dosłownie zwalił Henryka z nóg.
– Zorganizujemy ci koncert – poinformował go zwięźle na którymś z dłuższych posiedzeń, rozpoczynając kolejną paczkę. Palili wtedy wszędzie – w domu, na uczelni, w kawiarni, w restauracji, w filharmonii, w pociągu i w sklepie. Nikogo to nie dziwiło, bo w tym czasie palaczami byli prawie wszyscy, a gdy jakiś mężczyzna odmawiał, sądzono, że chory. Nawet Święty Mikołaj reklamował papierosy w latach pięćdziesiątych.
– Jak to koncert? – domagał się od profesora szczegółów osłupiały Górecki.
– Monograficzny – wyjaśnił spokojnie Szabelski. – Filharmonia Śląska zagra twoje utwory.
To było jak grom z jasnego nieba. Jego własne kompozycje wykonywane przez zawodowych muzyków! Może to sen?
Przed oczami przeleciał mu wtedy krótki, ale treściwy film. Zakaz zbliżania się do pianina. Wybłagane lekcje u Hajdugi. Odchodzenie z kwitkiem od drzwi kolejnych szkół. Szafranek i jego słowa: „Pan jeszcze za mało umie". Egzamin wstępny i wielka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta