Pochowajcie mnie na polu karnym
Był początek lutego, wiał zimny wiatr, a przed chwilą dwóch obrońców Cracovii przypadkiem wpadło na siebie, otwierając Piastowi Gliwice wolną drogę do wyjścia na prowadzenie. Jeden z tych momentów, kiedy spada adrenalina, zasypiają kibicowskie demony i zaczyna się budzić rozum. – Dlaczego to musi tak boleć? Dlaczego musimy aż tak cierpieć? – Weź ty się może przeprowadź do Barcelony, będziesz miał więcej słońca i zwycięstw.
Właśnie dlatego na mecze, jak na piwo czy do kina, nie powinno się chodzić samemu. Zawsze trzeba mieć przy sobie kogoś, kto przerwie niebezpiecznie logiczny ciąg myśli, odeśle rozum tam, gdzie jeszcze przez kilkadziesiąt minut jego miejsce, czyli daleko za mury stadionu. Bo przecież nie kibicuje się takim klubom jak Cracovia z miłości do wygrywania, tylko wręcz przeciwnie. Akurat tamten mecz jednak ostatecznie wygraliśmy, tak jak dwa kolejne i cztery poprzednie. To była najdłuższa zwycięska seria od 1948 roku. Tylko że pisać wtedy o Cracovii byłoby jakoś dziwnie, nie na miejscu. Ale teraz – kilka dni po tym jak przedostatnia w tabeli, grająca po dwóch czerwonych kartkach w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta