Kondukt żałobny
Śmierć Belga Bjorga Lambrechta na trasie Tour de Pologne to kolejny dowód, że kolarstwo staje się sportem coraz bardziej ekstremalnym.
Poniedziałek był jednym z najbardziej tragicznych dni w historii Tour de Pologne. Nazajutrz na starcie do czwartego etapu w Jaworznie hostessy były ubrane na czarno, zabrakło wesołej muzyki towarzyszącej podpisywaniu listy startowej, żartobliwych wywiadów, nieczynne było kolorowe miasteczko rowerowe dla dzieci.
Organizatorzy przemalowali bramę startową z żółtego koloru na czarny. Kolarze rozpoczęli jazdę po minucie ciszy, na czele – niektórzy ze łzami w oczach – zawodnicy grupy Lotto-Soudal, której członkiem był Lambrecht.
– Dziś nie ma wyniku, nie ma pomiaru czasu, nie ma ścigania się. Chcemy uczcić tragicznie zmarłego kolarza – mówił dyrektor wyścigu Czesław Lang. Ten etap wyglądał jak kondukt żałobny.
Wypadek na prostej drodze
Dzień wcześniej, w wyniku obrażeń odniesionych po upadku w miejscowości Bełk na 48 kilometrze trasy trzeciego etapu, na stole operacyjnym szpitala w Rybniku zmarł Belg Bjorg Lambrecht. Miał 22 lata, był uważany za jeden z największych talentów belgijskiego kolarstwa. Zawodnik wpadł do rowu i uderzył klatką piersiową w betonowy przepust. Obrażenia wewnętrzne były na tyle poważne, że Lambrecht nie nadawał się do transportu helikopterem.
Wiele wskazuje na to, że śmiertelny wypadek był nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. – Droga była prosta, asfalt idealny, kibiców mało, tempo – 35 km na godzinę. To...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta