Ostatni Mohikanin kiczu
Wśród części filmoznawców panuje przekonanie, że kino zawróciło z drogi na szczyty swoich możliwości, kiedy przestało być nieme. Kiedy zaczęło paplać i agitować, nie mogło już dłużej być spektaklem – tym, co jest zrozumiałe samo przez się i nie tylko nie musi, ale i nie powinno doczekać się dopowiedzenia – a stało się wymianą argumentów i opinii. Straciło szansę na pozostanie najbardziej demokratyczną ze sztuk, zrozumiałą tak samo dla inteligenta i prostaka, łączącą ponad podziałami w chaosie i przesadzie, do której musiała się uciekać, chcąc przykuć uwagę.
To już prawie sto lat, jak ekran zaczął mówić i stał się mniej gorączkowy. A w miniony poniedziałek dokładnie sto lat skończyłby ten, który był ostatnim Mohikaninem spektaklu i gorączki, geniuszem przesady i smakoszem kiczu. Federico Fellini, ostatni reżyser, któremu słowa nie wiązały rąk.
Droga, którą przybył do kina, była dokładnie odwrotna do tej, którą kino uciekło od samego siebie. Do reżyserii przeszedł z dziennikarstwa. Sztukę udawania, że wie się lepiej i więcej od tych, do których się mówi, porzucił na rzecz szczerego dyletanctwa;...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta