A jeśli ryba nie wróci
Zamiast dorszy łowią śmieci. Wkrótce ich łodzie mogą trafić na złom. Na losie przybrzeżnych rybaków z polskiego Wybrzeża ciążą konkurencja wielkich jednostek, złożone procesy morskiej biologii i nieżyciowa unijna biurokracja.
Puck, 10 lutego 2020 r. Zaraz przemówi prezydent Andrzej Duda. Trwa ceremonia przekazania głowie państwa aktu erekcyjnego w setną rocznicę zaślubin Polski z morzem. „Przyrzekamy dbać o walory przyrodnicze morza i racjonalne wykorzystanie tego potencjału dla rozwoju naszej ojczyzny. Obiecujemy zaszczepić kolejnym pokoleniom Polaków miłość do morza...".
W tłumie stoją rybacy z Darłowa. Trzymają transparent z hasłem wymierzonym w ministra gospodarki morskiej: „Gróbarczyk grabarzem polskiego rybołówstwa". Dwa dni później usłyszę od nich: – Miłość do morza? Tak, słyszeliśmy. To jakiś żart był.
Dwa dorsze
Spotykamy się w Darłowie. Wieje dziewiątka albo i dziesiątka, z zachodu nad Polskę nadeszła Sabina. Łódki stoją w porcie, ale nie tylko i nie przede wszystkim z powodu sztormu.
Jest ich trzech, są właścicielami małych jednostek – łodzi, które mają nie więcej niż 12 metrów długości. Artur Jończyk, szef Sztabu Kryzysowego (tym mianem określa się grupę protestujących rybaków przybrzeżnych), Henryk Szulta, który jest już na emeryturze, ale tradycje rybackie przekazał kolejnym pokoleniom w rodzinie, i Mateusz Szypulski – młody, 30-letni rybak. Gdy za oknem wieje i zacina deszcz, w przytulnym mieszkaniu jednego z szyprów pachnie kawą i ciastem.
Henryk Szulta: – W 1999 r. zwodowałem nową...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta