Jak mało kto
Justyna Kowalczyk. Dla polskich biegów narciarskich była tym, kim Adam Małysz dla skoków. Z dyscypliny, którą interesowali się nieliczni, uczyniła jeden ze sportów narodowych, gromadzących przed telewizorami miliony widzów.
Nic nie widziałam, nic nie czułam, finiszowałam do upadłego. Byłam zmęczona, ale na szczęście Marit Bjoergen bardziej. O 0,3 s bardziej – opowiadała, nie kryjąc radości, po zwycięskim biegu na 30 km stylem klasycznym podczas igrzysk w Vancouver.
To, co wydarzyło się w 2010 roku, było jednym z najpiękniejszych obrazków w historii polskiego sportu. Na ostatnich metrach Kowalczyk skutecznie odparła atak Marit Bjoergen, wyprzedziła ją o ułamki sekund, a za metą z wycieńczenia padła na ziemię. I choć stała już na trzecim stopniu olimpijskiego podium w Turynie, wygrywała mistrzostwa świata, Puchar Świata i Tour de Ski, to właśnie ten triumf w Kanadzie dał jej spełnienie, a Polsce wyczekiwane od prawie 40 lat złoto zimowych igrzysk.
Kolekcjonerka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta