Afery SLD to był pikuś
Nie jestem taki prędki, żeby porzucać jedną partię dla drugiej. Muszę mieć ważne argumenty za przejściem. Na każdym spotkaniu musiałem wyjaśniać, dlaczego odszedłem. Było mi z tego powodu wstyd i wtedy postanowiłem, że więcej tego nie zrobię, bo to jest oszustwo - mówi Romuald Ajchler, poseł SLD, SDPL i Nowej Lewicy.
Plus Minus: Przez lata należał pan do Sojuszu Lewicy Demokratycznej i z list tej partii zdobywał pan mandat poselski. A teraz będzie pan należał do Nowej Lewicy. Pasuje panu ta zmiana? SLD to jest kawał historii, a Nowa Lewica nikomu nic nie mówi.
Raz odszedłem z SLD, a potem wróciłem. Zapłaciłem za tę niewierność cenę i nie mam ochoty tego powtarzać. Dlatego nie odejdę z Nowej Lewicy, choć nigdy do niej nie wstępowałem.
Leszek Miller powiedział, że nie pozwoli się przepisać do nowej partii, tym bardziej że nikt nie pytał go o zgodę, czy chce należeć do Nowej Lewicy.
On to co innego. Zakładał SLD i ciężko mu się pogodzić z faktem, że jego partia, której dwukrotnie był przewodniczącym, zniknęła ze sceny politycznej. Ale może jeszcze przemyśli sprawę i nie odejdzie. Spośród wszystkich przewodniczących, z którymi miałem do czynienia, z nim pracowało mi się najlepiej. To jest konkretny facet. Szkoda by było, gdyby odszedł.
Pana przygoda z polityką rozpoczęła się w 1993 r. Wtedy pierwszy raz kandydował pan z listy SLD, jeszcze koalicji, a nie partii, do Sejmu.
Przyjechał do mnie Marek Borowski i zaproponował, żebym kandydował do Sejmu. Powiedział, że szuka ludzi, którzy nie skompromitowali się w czasach PRL. Żona nie bardzo chciała się zgodzić. Prowadziłem wtedy firmę rolniczą, nieźle zarabiałem, ale...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta