Japonia czeka w strachu
Pierwsze igrzyska olimpijskie w Tokio, które odbyły się 1964 roku, były spotkaniem kultur i symbolem odrodzenia Japonii po wojennej traumie. Tegoroczne z powodu koronawirusa są dla gospodarzy przede wszystkim ciężarem.
Zawody, które rozpoczną się 23 lipca, przeprowadzone zostaną w bezprecedensowym reżimie sanitarnym: z regularnymi badaniami, ograniczoną możliwością poruszania się, limitowanym pobytem w wiosce olimpijskiej i bez dopingu zagranicznych kibiców.
To już postanowiono, ale nie wiadomo, czy zawody zobaczą nawet japońscy kibice, bo choć superkomputer Fugaku już kilka miesięcy temu badał transmisję koronawirusa w warunkach stadionowych, to decyzji o otwarciu trybun dla miejscowych wciąż nie ma.
Gości z zagranicy na igrzyskach zabraknie.
Może to i dobrze, bo Japonia, zamiast pokazać się światu jako pionier technologii oraz wzór gościnności, zaprezentowałaby raczej społeczeństwo strachu. Dziś, według różnych sondaży, nawet czterech na pięciu mieszkańców kraju chce odwołania lub kolejnego przełożenia igrzysk. Miejscowi boją się kolejnej fali zakażeń, więc pierwszy raz w dziejach olimpizmu wstęp na trybuny podczas zawodów może być ograniczony lub wręcz niemożliwy.
Koszty organizacji rosną. Budżet igrzysk to dziś 15,4 mld dolarów, czyli dwukrotnie więcej, niż planowano. Realna kwota jest jeszcze wyższa. Dziś do wydatków trzeba doliczyć przełożenie igrzysk, a od zysków odjąć część wpływów ze sprzedaży biletów.
Sztafeta z ogniem olimpijskim wystartowała pod hasłem „Igrzyska odrodzenia", bo ruszyła z J-Village, czyli ośrodka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta