Jak Rosjanie pomogli nam w drodze do unii
Kraje EWG mocno broniły rynków przed polskimi towarami. Jednak gdy w 1991 roku rosyjscy generałowie wyprowadzili czołgi na ulice Moskwy, Zachód uznał, że trzeba zacieśnić relacje handlowo-gospodarcze z Polską - mówi Jan Truszczyński, dyplomata, wiceszef MSZ w rządzie Marka Belki.
Plus Minus: Był pan głównym negocjatorem w procesie ustalania warunków naszego przystąpienia do Unii Europejskiej. Na czym polegała ta robota?
Na podwiązywaniu sznurków, które ciągle wisiały luzem (śmiech). A poważnie mówiąc, musiałem grać na dwóch boiskach – z jednej strony naciskałem na Brukselę, żeby uznawała racjonalność naszych argumentów, a z drugiej, na krajowym podwórku, wymuszałem na politykach zachowania racjonalne i pilnowałem, żeby nie ulegali naciskom sektorowym. A moim głównym zadaniem było posuwanie spraw do przodu.
Kiedy w Polsce zaczęły się pierwsze poważne przymiarki do dołączenia do Wspólnoty Europejskiej?
W 1990 roku. Choć można uznać, że pierwszy kroczek uczynił w 1989 roku rząd Tadeusza Mazowieckiego, podpisując umowę z Europejską Wspólnotą Gospodarczą, wynegocjowaną w całości przez rząd Mieczysława Rakowskiego. Wtedy pojawiło się myślenie, że należałoby pójść wyżej niż umowy handlowe i otworzyć perspektywę stowarzyszenia nowych demokracji ze Wspólnotą. 30 stycznia 1990 roku Tadeusz Mazowiecki przyjechał do Brukseli. Miał zaplanowaną jedną rozmowę z przewodniczącym Komisji Europejskiej, a zrobiły się z tego dwie rozmowy w dwóch kolejnych dniach. Wiem, że już wtedy wspólnie z moim szefem Janem Kułakowskim, ambasadorem przy Wspólnotach...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta