Złoto wykute na budowie
Chodziarz Dawid Tomala opowiada o drodze do olimpijskiego zwycięstwa, jednego z najbardziej nieoczekiwanych w historii polskiego sportu.
Trzeci raz wystartował pan w chodzie na 50 km i od razu został mistrzem olimpijskim. To normalne?
Trzeba brać byka za rogi, szaleć i pić szampana. Wystartowałem na tym dystansie po raz trzeci w życiu, a po raz drugi go ukończyłem. Wydaje mi się, że to zadziałało na moją korzyść, bo rywale mnie zlekceważyli. Niektórzy tak naprawdę nawet mnie nie znali. Myśleli, że będzie tak samo jak z Chińczykiem, który ruszył jako pierwszy, ale peleton go szybko wchłonął. Szczerze mówiąc, to sam nie wiedziałem, czego mogę się po sobie spodziewać.
Jak się pan czuje z tym złotym medalem?
Spodziewałem się, że emocje będą większe, bo na razie mną nie targają. Czuję za to ból od stóp po barki. Trochę kuleję. Jeszcze nigdy tak nie miałem. Nie mogę uwierzyć, że zostałem mistrzem, wiedząc, z jak utytułowanymi rywalami stanąłem na starcie. Sport po raz kolejny pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jestem szczęśliwy, bo mam to, na co pracowałem przez całe życie.
Jaki miał pan cel przed startem?
Chciałem zająć miejsce w pierwszej dziesiątce, może ósemce. To już była...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta