Odebrali mi ojczyznę
Jestem wdzięczna władzom w Polsce, które zbudziły się w środku nocy i bardzo szybko podejmowały decyzje. Nie wykluczam, że będę biegać pod polską flagą – mówi Kryscina Cimanouska, białoruska sprinterka.
Radzi sobie pani z uwagą światowych mediów?
To bardzo napięte dni, zbyt dużo dziennikarzy chce zrobić ze mną wywiad. Ale mam siły i chciałabym opowiedzieć swoją historię całemu światu. Nie warto się bać. Trzeba otwarcie mówić i być wolnym człowiekiem.
Krytykując białoruskich urzędników sportowych w Tokio, zdawała pani sprawę z tego, że to aż tak odmieni pani życie?
Wtedy nie mogłam przypuszczać, że to wszystko skończy się tak źle. Już 10 minut po moim wpisie [na Instagramie – red.] zadzwonili do mnie z Mińska, powiedziano mi, że mam to usunąć albo będę miała kłopoty. Wtedy myślałam jeszcze, że jak wrócę, to mogą mnie ukarać grzywną, i że nic więcej mi się nie grozi. Niestety się myliłam.
Kto do pani dzwonił z Mińska?
Starsza trenerka sprintu. Myślę, że się przestraszyła.
A w którym momencie uznała pani ostatecznie, że nie wolno wrócić na Białoruś?
Gdy szłam już w towarzystwie innych ludzi do samochodu z rzeczami i wyjeżdżałam z wioski olimpijskiej, zadzwoniła do mnie babcia. Powiedziała, że nie mogę wrócić na Białoruś. Już kilka dni później wyjaśniła, że pewne osoby ją uprzedziły, że nie mogę pojawić się w kraju i że nic dobrego mnie nie czeka.
I do kogo się pani zwróciła w tej sytuacji?
Zadzwoniłam do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta