Gdy nauka jest na usługach polityki
Polityka i nauka co do zasady nie mają ze sobą nic wspólnego. Jednak nauka jest doskonałym narzędziem politycznym. Ale kiedy zostaje w ten sposób użyta, przestaje mieć formalnie cokolwiek wspólnego z nauką.
Termin „nauka" jest wieloznaczny, zwłaszcza w publicznym odbiorze, ale ma dwa podstawowe znaczenia. Po pierwsze jest to sam proces zdobywania wiedzy o świecie, który kieruje się pewnymi regułami. Na bazie analizy tych reguł możemy stwierdzić, że proces A był naukowy, a proces B nie był. Po drugie jest to już wypracowany dorobek naukowców, gmach ludzkiej wiedzy, czyli coś, co uznajemy za „prawdę naukową". Oba elementy są ze sobą nierozerwalnie połączone. „Prawda naukowa", czyli coś ustalone w wyniku dociekań naukowców, ma sens tylko o tyle, o ile istnieją reguły, według których to uznajemy. Jednak przeskok pomiędzy pierwszym i drugim sensem, a także z powrotem, nie jest wcale oczywisty.
Jak dowodził Thomas S. Kuhn w swojej „Strukturze rewolucji naukowych", prawda naukowa jest w dużej mierze zależna od przyjętego paradygmatu. To od paradygmatu właśnie zależy, w jaki sposób naukowcy postrzegają poszczególne obiekty, o których mówią, i jakie procedury uznają za właściwe do ich badania. Rewolucja naukowa to właśnie naruszenie obowiązującego paradygmatu i przekraczanie ram przezeń narzuconych. Taką rewolucję stanowi przejście pomiędzy fizyką Arystotelesa i fizyką Newtona, pomiędzy fizyką Newtona i mechaniką kwantową, między geometrią Euklidesa a geometriami nieeuklidesowymi, czy wreszcie starcie pomiędzy systemami ptolemejskim i kopernikańskim....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)